Geoblog.pl    lgg    Podróże    Wulkany Ekwadoru 2009    Dzungla-ostatnie starcie
Zwiń mapę
2009
12
paź

Dzungla-ostatnie starcie

 
Ekwador
Ekwador, Pacayacu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11644 km
 
Druga noc w dzungli przebiegla nam calkiem znosnie, wprawdzie skrepowani spalismy w naszych moskitierach,ale bezpieczni przed wszelakim robactwem.

Mimo wilgotnego i cieplego klimatu odsypiamy zarwane noce z Banos,spiacc jakby w naturalnej saunie.

Wczoraj rozawialismy o jedzeniu jakie sobie zazyczymy po powrocie do kraju.
Kazik mowil o nalesnikach,a niewiedzacy o niczym Delfin wlasnie dzis na snaidaie nam takowe upiekl.Pyszne nalesniki z tropikalnymi owocami ,jogurtem i innymi przysmakami-rewelacja.

Po sytym sniadaniu udajemy sie na ostatni trekinkg po dzungli,tym razem zaczynamy w tym miejscu gdzie wczoraj polowalismy na krokodyle,i trzeba przyznac ,ze znacznie lepiej to wyglada w ciagu dnia,wprawdzie co chwile widac to oczy,to paszcze krokodyle,jednak jest dzien i czlowiek czuje sie pewniej.

Przechodzimy obok siedliska krodkodyli ,idac dalej w glab dzungli poznajemy kolejne rosliny,zwierzeta i ciekawe indianskie zwyczaje.

Kiedy czlowiekowi z buszu chce sie pic,wystarczy przywalic dobrze maczeta w drzewo bambusa,wyrabac dziurke i z bambusa woda leci jak z kranu,woda a wlasciwie sok z bambusa-genialne,tymbardziej,ze tutaj bambusy sa grubosci duzych polskich drzew.

Kolejne ciekawa sprawa to uklady korzeni na niektorych gatunkach drzew.Nie ma tutaj zwyklego pnia od ziemi w gore,natomiast najpierw na wysokosci okolo 2 m ostra pajeczyna korzeni,a od wysokosci 2m zaczyna sie dopiero wlasciwy pien i trzo drzewa,sprawia to wrazenie jakby drzewko roslo w gore normalnie z pojedynczym pniem ,a od wysokosci 2m w dol sie rozwarstwialo na male drzewka i korzenie,i tutaj ciekawa sprawa,bo te odrosty w dol sa czarne i w 100% wygladaja jak przyrodzenie murzynka,nazywa sie to "el peni del diablo" (przyrodzenie diabla),delfi obcial jedno maczeta,zapakowal w liscie i zawiazal liana,zebysmy dali to po powrocie do Banos w prezencie naszemu kierowcy Curopattio haha

Po pewnym czasie docieramy na wspanialy punkt widokowy,gdzie roposciera sie panorama na cala dzungle,hustamy sie na lianach jak tarzan,kazik buja sie bez zabezpieczenia nad przepascia okolo 60m...Delfin karze sciac Dawidowi palme,niestety ta leci nie w ta strone co trzeba ,wiec tniemy kolejna,wtedy nasz przewodnik wyrabuje z drzewa jeden wiekszy kawalek(wielkosci kawalka drzewa palonego w kominku) ,pozniej tak go obrabia z kory i wszystkich warst,ze dociera do "serca palmy",cienkiego waleczka,ktory mozna zjesc,jemy i bardzo nam smakuje,smak niepowtarzalny i ciezki do zdefiniowania,zabieramy troche na salatke do obiadu.

Nastepnie gramy w miejscowe lotki--dostajemy dlugie drewniane lufy,do ktorych wsadzamy strzalki z ostrego drewna zakonczoe wata,zeby trzymaly w momecie plucia,mocny wdech nosem i pfuuuuuu-strzalka trafila w sam nos drewnianej malpy:) do tego dochodza rzuty dzidami i tym podobne zabawy.

Droga do obozu mija szybko,jemy mrowki,robaki wylawiamy zolwia z wody,wielkosci polowy naszego wzrostu,obserwujemy stada mrowek noszacych listki wjednym reku trzymajac pakiet "el pini del diablo" a w drugim "serce palmy"-oby sie nie pomylic do obiadu:P-jak w filmach przyrodniczych animal planmet.
Po powrcie jemy pyszne spagetti z dodatkiem serca palmy,obserwujemy jak zyje indianska rodzina-warunkow sanitarnych lepiej nie komentowac,pelno brudnych ziwerzat,ogolny brod itd...Wczesniej Delfin robi nam pamiatkowe naszyjniki.

Tak mija nasza przygoda w dzungli,czas pozegnac sie z Delfinem,ciezko jest. Przez dwa dni imprezowania w Banos i 3 dni w dzungli stal sie naszym najlepszym kumplem,jak to stwierdzil takiej grupy wesolej nie mial nigdy w sowjej karierze,w styczniu leci do Europy wiec napewno sie spotkamy...Delfin dlugo zapadnie nam w pamieci z jednej strony imprezowicz,z drugiej profesjonalnym przewodnik i czlowiek dzungli,ktory tutaj sie urodzil,duzo nam opowiadal o swoim zyciu,o swoich trzech synach i zonie ktora zmarla 10 miesiecy temu przy 4 porodzie,nieraz jak to mowil sie poplakal,jego dzeciwychowuja sie z dziadkami w buszu,a on jako przewodnik ciezko zarabia na ich utrzymanie...

Przed powrotem do Banos spedzamy pol godziny w rezerwcie malp,chodzimy z nimi za rece,bierzemy na barana,niesamowite wrazenie sprawiaja malpy zyjace w swym naturalnym srodowisku,zupelnie inaczej niz w zoo..

W Banos ostatnie zakupy pamiatek,oraz recznie robionych dzianin i ubran dla najblizszych,pozniej ostatnie kapiele w termach i pozegnalny wieczor w Banos, w naszej ulubionej knajpie z ogniskiem,w porowaniu z weekendem jest pusto, z 20 osob,poznajemy grupe z Chile,ktora daje wspanialy koncert na gitarach,spotykamy Patricio,naszego mprzewodnika z Raftingu,i z daleka widzac pewego blondyna przy piwie mowimy to musi byc niemiec--tak to byl niemiec-Ernest z Hamburga,wszedzie Ci niemcy...Rano jedziemy do Riobamby
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 36 wpisów36 45 komentarzy45 6 zdjęć6 0 plików multimedialnych0