Pobudka 7,30 i opuszczamy nasz przytulny hostel udajac sie na pobliskie cieple zrodla. 40 minut i czlowiek nawet po naderwanej nocy czuje sie jak mlody bog...
Sniadanie standardowo na miejskim targowisku. Po raz ostatni probujemy po smacznym soku z swiezych owocow, placku z bananami prosto z oleju i udajemy sie na dworzec autobusowy.
Tu na prawde ciezko sie spoznic albo pomylic autobus. Naganiary na dworcu glosno wykrzykuja nazwy miejscowosci. Riobamba, riobamba, rioba... glowa peka. Zamknij sie juz!
Poznajemy kolejnych Polakow. 4 osobowa ekipa, znow ze stolicy. Jada do Cuenci.
Sama podroz to odsypianie i czuwanie nad bagazami w lukach. Po 2 godzinach sedzonych na podziwianiu wulkanow itd jestesmy w koncu w Riobambie.
Tutaj pierwsze wrazenia raczej negatywne. Glosnow, brudno, szybko... podobnie jak w Quito. O razu lapiemy za 2 dolce taxi jedziemy do hoteliku. Na szczescie pomimo ze mamy namiary na slepo, trafiamy do samego centrum i teoretycznie wszedzie mamy blisko.
Jest 21.55 czasu miejscowego gdy to pisze. Dawid i Michal siedza w kafejce za mna i pisza relacje z poprzednich dni. Nadrabiamy zaleglosci z relacjami, mailami z najblizszymi, itp. Mamy za soba kolacje w przydworcowej kuchni. Pelni do syta - cena smieszna jak na tutejsze warunki.
Z rana poszukamy agencji i zaplanujemy ostatnie dni w Ekwadorze.
Pozdrawiamy i DOBRANOC (a raczej DZIEN DOBRY!)
¡Hasta manana!