Geoblog.pl    lgg    Podróże    Wulkany Ekwadoru 2009    Treking po dzungli amazonskiej -Puyopungo Hola Vida Reserw dzien 1
Zwiń mapę
2009
10
paź

Treking po dzungli amazonskiej -Puyopungo Hola Vida Reserw dzien 1

 
Ekwador
Ekwador, Pacayacu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11642 km
 
O 9.30 pojedzeni i w pelni gotowosci jestesmy u drzwi agencji Reinforest Tour...

Na ulicach od rana gwar,slychac dzwieki klaksonow,wszyscy chodza w zoltych koszulach z motywami czerwonego i niebieskiego,tak dzis Ekwador gra najwazniejszey mecz eliminacji mistrzostw swiata z Urugwajem,od razu biegne do sklepu kupic koszulke reprezentacji ,zeby wczuc sie bardziej w klimat (kazik z dawidem stwierdzaja ,ze jedna wystarczy w ekipie)...

I zaczyna sie kolejna przygoda,zycie,na poczatku w agencji brakuje kierowcow,Delfin ledwo zywy po wczorajszej imprezie lezy na kanapie,on na pewno nie pojedzie,reszty kierowco tez niema,wiec jedzie z nami niejaki Curopattio,ktory ma spokojnie z 1,5 promila,ale innego wyjscia nie ma,z tego co zdazylem sie dowiedziec policja toleruje takie zachowania,gorzej z naszym bezpieczenstwem,bo jak sie potem okazuje przez 4 godziny jedziemy ostrymi serpentynami mzero barierek z boku,hardcore na maksa...

Delfin kupuje plyte z muzyka, w busiku mamy zabawe na calego,flai i koszulki ekwadoreu,klaszczemy,spiewamy tutejszy hit "sissa pagissa" itd...Po okolo 2 godzinach zatrzymujemy sie na pierwszym punkcie widokowym,gdzie z gory wspaniale widac wielka rzeke Rio Pastaza,kaniony,skaly,i wspanialy rownikowy las,tam zostajemy poczestowani sokiem z trzciny z domieszka miejscowego bimbru,napoj nazywa sie"saducha", i w sumie dobrze, bo kiedy konczy sie droga asfaltowa i przychodzi nam jechac w serce dzungli,odcinek okolo 30 km pokonujemy w 2 godz,gdzie kazda sekunda to maksymalne wytrzesienie samochodu i nas,jedziemy w buszu droga,ktora z nazwa droga nie ma nic wspolnego,kochane polskie lesne i polne drogi...Ale bimberek dziala i bierzemy to typowo na wesolo...

Wczesniej delfin mowi ze musimy stanac kupic kurczaka,podjezdamy pod budynek wygladajacy jak masarnia,delfina nie bylo 15 min,po czym jak wrocil mowi "kurczak byl bardzo fajny,dobrze sie ruszal, i za numerek bierze 7 dolarow-gosciu jest poprostu niemozliwy)

Docieramy do ostatniego miejsca gdzie gdzie sie da i okolo 20 minut z pelnym ekwipunkiem ruszamy do naszego obozu numer 1. Temperatura wynosi 45 stopni,i 100% wilgotnosci,doslownie jak w saunie.

Nasz oboz to urocza osada nad rzeka,gdzie jest jeden indianski domek z drewna i slomy ,a wlasciwie tylko podloga,podporki i dach,ktory jest "kuchnia" oraz 3 domki do turystow,wokolo rozna banany,lataja papugi,masa robakow wielkosci piesci czlowieka,i ten dzwiek,ten niezapomniany dzwiek dzungli,cykady,ptaki,ryk ziwerzat...

Delfin czestuje nas salatka z tunczykiem i cebula (balismy sie ,ze jezeli z niego taki imprezowicz to moze byc ciezko z oprowadzaniem po buszu,ale w miejscu staje sie full profesjonalny,opowiada nam wszystko,odpowiada na pytania,gotuje).

Po jedzeniu udajemy sie na okolo 5 h do dzungli,chodzi sie ciezko,ale znosnie,niczym cejrowski z maczetami pokonujemu trudnosci buszu,delfin co chwila sie zatrzymuje i pokazuje ciekawe rosliny i zwierzeta,wykopuje ogromne mroki ktore pozniej zjadamy itd...

Ciezko wymieniac teraz nazwy wszystkich roslin,ich zastosowanie lecznicze i wyglad,jedno zapadlo nam dlugo w pamieci...

Delfin bierze maczete,zeskrobuje cos ala mech z drzewa na lisc,miesza to z woda i wyciska z tego sok,mowi do nas przylozcie to do nosa i mocno wciagnijcie,wszystkiego probujemy wiec dlaczego nie...Po wciagnieciu "kokainy z dzungli" jak sie pozniej okazalo placzemy jak male dzieci przez pol godziny i czujemy sie jakbysmy fruwali,kiedy uczucie przechodzi delfin uspokaja,ze to medycyna z dzungli na dobre samopoczucie,i leczy wiele chorob...

Po okolo 2 godzinach docieramy do rajskiego wodospadu,ma okolo 30 metrow,jest miejsce gdzie mozna sie wykapac,wokolo ogromna tecza,jakby na wyciagniecie reki,,,,Oczy jakby sie znowu zaszklily,rajskie miejsce,,,

Siedzimy tak sobie na kamieniach,mamy godzinke przerwy,slychac szum wody,i nagle przychodzi druga grupa,i nagle z wody wylaniaj sie trzy kobiety okolo 3o lat i nagle mowia po polsku,ale jaja pierwsze osoby z kraju w srodku buszu,na poczatku nie mozemy uwierzyc,ale potem niestety jak sie okzuje trzy warszawianki,zadaja nam takie same pytania jak cala reszta ludzi z calego swiata jakich poznalismy"skad jestescie? jak dlugo? co robicie?, maksymalnie sztywna atmosferka,wiec mowimy im "powodzenia" i lecimy dalej,,,papugi,ogromne motyle,tukany,jest pieknie...

O 17 docieramy do naszego obozu,skad szybko pol godziny do najblizsze wioski na mecze Ekwador-Urugwaj,wioska wyglada tak ,ze kilka domostw i okolo 50 osob,jestesmy atrakcja...

Jak sie okazuje nie ma tutaj elektrucznosci i mecz ogladamy a raczej sluchamy w radiu z jednego samochodu,nie chcielibyscie widziec co sie dzialo jak Ekwador gola strzelil,w tej koszulce ekwadoru na rekach mnie nosili...Jest wesolo,przyjazna atmosfera..

Jest tez male bopisko do ekwadorskiej odmiany siatkowki,zupelnie inne zasady,wyzsza siatka,noszone pilki,inne ustawieniem,gra sie do trzech,chcemy zagrac z najsilniejsza ekipka z wioski,nie mija piec minut kiedy z lasu wychodzi 2 metrowy indianin (srednia wzrostu 1,60) o imieniu rambo z dwoma towarzyszami,kolana nam sie ugiely,pierwszego seta dostajemy 12-5,w drugim po ciezkiej walce wygrywamy 12-11,rambo i jego swita nie przegrala od 5 lat,cala wies najpierw kibicuje potem nosi nas na rekach ,jestesmy bochaterami,nawet rambo nie moze uwierzyc,,,

Po meczach stoimy wszyscy ,smakujemy miescowego piwa,piekne gwiezdziste niebo,wspanialy klimat,,,

W nagrode za dobry mecz dostajemy splyw drewnianym kanoe rzeka do naszego obozu,ciemno jak w d.. plyniemy z wesolym delfinem rzeka pelna krokodyli,szlo sie w majtki zsikac ze strachu...

Po powrocie do obozu delfin gotuje wspaniala kolacje,oprocz nas dotarly wczesniej dwie amerykanki okolo 30 i 40 lat,delfin je podrywa,ale jak sie okazuje sa siostrami zakonnymi,mialy koszulki ekwadoru wiec nie bylo poznac,,,

Wymeczeni udajemy sie zo naszych kabon,nakrywamy moskitierami (cos ala firana),i idziemy spac, w samej naszej kabinie bylo okolo 40 ogromnych robokow,chrzaszczy,i oczywiscie komary gryza niemilosiernie...

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 36 wpisów36 45 komentarzy45 6 zdjęć6 0 plików multimedialnych0