Geoblog.pl    lgg    Podróże    Wulkany Ekwadoru 2009    Banos - Rafting River Pastaza
Zwiń mapę
2009
08
paź

Banos - Rafting River Pastaza

 
Ekwador
Ekwador, Baños
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11547 km
 
Wstajemy o 7,30. Mamy godzine czasu na toalete, szybke spakowanie i sniadanie ma targu, bo juz o 8,30 jestesmy umoweni w agencji na mierzenie sprzetu.
Poznajemy Patricio naszego przewodnika. Typolowy latynos - jak to Michal stwierdzil niejedna w Polsce by sie nim zakochala. Bardzo w porzadku, wesoly, energiczny, oj bedzie sie dzialo.

Dla nas wazne ze uprzemy i od poczatku gada od rzeczy. W miedzyczasie do agencji podchodzi Niemiec ktorego kojarzymy z naszego hostelu. Jak sie okazuje Sebastian - bo tak mu na imie, w ostatniej chwili decyduje sie na rafting i dolacza do nas jako czwarty.
W godzinnej podrozy do miejsca startu splywu towarzysza na jeszcze dwie Niemki, ktore w tym dniu zaczynaja swa 3-dniowa przygode w jungli.

Dopiero a miejscu, chyba w kazdym z nas zrodzila sie mysl, ze nie bedzie wcale tak latwo. Patricio robi szybka odprawe techniczna, dowiadujemy sie ze nie splwamy jak w ofercie agencji czescia rzeki o trudnosciach III, ale trudniejszym odcinkiem o trudnosciach IV+. Wymiana usmieszkow na twarzach, nic damy rade.
Na poczatek jednak poznajemy kilka waznych komend, bez ktorych nie ma mowy o wspolpracy w zespole jaki tworzymy.
Ubieramy ianki, kaski, kamizlki i dostajemy po wiosle - sprzet najwyzszej jakosci. Smiejemy sie bo Patricio mowi ze kto zgubi wioslo nie zje dzisiaj obiadu. Na szczescie nic po drodze nie stracilismy i nie popadamy w koszty, bo samo wioslo kosztowaloby kazdego z nas 40$.
Czas wejscia do wody - nie jest taka zimna jako moglo by sie wydawac. Splywamy 300m spokojnym odcinkiem i podplywamy do brzegu pod wodospad, gdzie ja stwierdza nasz boy - ´nie chce wiedziec nikogo sluchego´. Po tym szybkim prysznicu zaczyna sie prawdziwa przygoda.

Woda pedzi z ogromna predkoscia, wiruje, pieni sie na kazdej napotkanej przeszkodzie. Szum wody zaglusza siedzacego za nami Patricio.
Na pontonie siedzimy w nastepujacej kolejnosci:
Kazik, Dawid na przodzie, za nami Michal i Sebastian. Na samym tyle sterujacy i koordynujacy cala akcja Patricio.
"Atencion!" - slyszymy z tylu, znak ze przed nami jeden z trudniejszych odcinkow. Woda jest wszedzie, wedle zapowiedzi naszego przewodnika - "bedzie wami rzucac ja szmatami",bedzie wir jak w pralce. Nie rzucal slow na wiatr.
Nagle widzimy przed soba ogromna fale. Dajemy nura na 2 m i wyrzuca nas bokiem na 4m w gore. Z lodzi wypada Dawid, Michal, Sebastian. Wszystko se dzieje sie bardzo szybko. Tracimy Dawida na 5 minut. Sebastan sam wczolguje sie na ponton. Michala wciaga Patrico.
Nerwowka na calego. Dawida widac tylko chwilami gdzies w dole rzeki, gdy woda unosi go na kolejnych przeszkodach. Gdzies z boku widac plynacy sandal Michala, ale nie on teraz jest wazny. Po opanowaniu sytuacji po minach kazdego z nas widac przerazenie.
Patricio tylko sie smieje... Dawida wylawia grupa z innego pontonu, bo plyniemy w grupie trzech pontonow i kajakarza, ktory robi zdjecia.

Niewatpliwie cala sytuacja to najwiekszy zastrzyk adrenaliny jai zapodalismy sobie w zyciu.

Juz w komplecie na rozkaz Patrcio unosi wiosla w gore i krzyczy wspolnie: ¡Chucha madre! (Dopiero na mecie dowiadujemy sie co to tak na prawde znaczy--chucha-wagina;Pjest jeszcze chicha--spirol miejscowych indian i czacza haha).
Mamy chwile przerwy, w doplywie rzeki ktora splywamy mamy okazje skoczyc z 7 m do krystalicznie czystej wody.
Druga partia raftingu to pokaz sily i wspolpracy naszego zespolu. Tym razm juz w komplecie doplywamy do konca. Warto bylo wydac te pieniadze...
Po przebraniu sie w cos suchego i kilku pamiatkowych zdjeciach ruszamy w droge powrotna. Po drodze zatzymujemy sie na obiedzie, ktory oczywiscie jest wliczony w cene.
Jestesmy padnieci, nic dziwnego z po powrocie do pokoju padamy jak dludzy na pare godzin w nasze lozka.

Z wieczora chwila relaksu na cieplych zrodlach.
Przed spaniem kontrolne wyjscie na miasto. Gramy w bilarda i pijemy zasluzona cerveze.Poznajemy sie blizej z naszym przewodnkiem ktory pojdzie z nami do dzungli na 3 dni,nazywa sie delfin,na 1,50 wzrostu i bardzo lubi sie bawic,ma dziewczyne w szwajcarii ,ktora nazywa sie Helga Tiger, delfin i tiger to musi byc dobra para...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
Pudelek
Pudelek - 2009-10-10 02:05
co dzień coś ciekawego :) kurde, jak ja wam zazdroszczę
 
AvantaR
AvantaR - 2009-10-10 10:33
No to poszaleliscie ;)

Mam nadzieje, ze ten kajakarz zrobil zdjecie tego jak Was wyrzucilo na 4 metry do gory bo jestem ciekaw jak to wygladalo i jakie mieliscie miny :D

Kiedy atakujecie Chimborazo? :)
 
Dusia
Dusia - 2009-10-11 18:08
Witajcie :) no to się działo,przeżyliscie przygodę jak spływaliście...życzę dalej powodzenia i serdecznie pozdrawiam :)
 
pograbisz
pograbisz - 2009-10-16 09:04
czytam relacje i mnie tez udzielają sie emocje! sie działo!
 
 
zwiedzili 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 36 wpisów36 45 komentarzy45 6 zdjęć6 0 plików multimedialnych0