4 rano pobudka, nastepnie godzina czasu na tolaete, sniadanie i ruszamy w gory. Cel dnia prosty - aklimatyzacja na Ilinizas Norte.
O 5 pod hostelem czeka na nas jeep, ktory prowadzi wczensij juz wspomniany Vladimir - czlowiek ktory potrafi zalatwic transport o kazdej porze dnia i nocy.
Pol godziny jazdy bo wyboistej drodze i jestesmy na wysokosci 3900 skad zaczynamy podejscie.
Pierwsze metry ida opornie, jednak z kazda minuta nabieramy odpowiedniego tempa i tak po okolo 3 godzinach jestesmy w opustoszalym schronisku Nuevo Horizntes. Wysokosc 4650. Z racji ze jest poza sezonem, ruszamy dalej.
Dojscie na przelecz pomiedzy Ilinizas Norte i Ilinizas Sur i zaczynamy wlasciwia wspinaczke na nasz pierwszy 5-tysiecznik.
Pierwsze metry prowadza skalna grania o trudnosciach Orlej Perci. Jednak z kazdym krokiem nabieramy wysokosci a co za tym idzie kazda skalna przeszkoda staje sie coraz trudniejsza do pokoniania. Wysokosc robi swoje.
Droga wejsciowa na Ilinizas Norte to trudnosci ktore w Europie przewaznie sa zabepieczone lancuchami lub via ferrata. Eksponowane granie i piargowiska z ktorych mozna poleciec do podnoza gory to nic dziwnego.
Na szczyscie stanelismy o 11 czasu miejscowego, pokonujac ponad 1200m deniwelacji. Na wierzcholku spedzilismy dobra godzina, podziwiajac piekne widoki. Pogoda znow byla dla nas laskawa.
Zejscie nie nalezalo do najprzyjemniejszych. Pierwsze metry byly wspolne do drogi wejsciowej. Pozniej wybieramy inny wariant zejscia prowadzacy stromo nachylonym zboczem w calosci pokrytym popiolem wulkanicznym i zwietrzelina skalna.
Po 3 godzinach meldujemy sie przy samochodzie, ktorym udajemy sie do schroniska. Tam czeka na nas obfity obiad.
Po obiedzie czeka na nas niespodzianka. Na przeciw naszego hostelu znajduje sie arena zawodow ekwadorskich vaquero. Lapanie bykow na lasso, z kolei wieczorem do akcji wkroczyli torreadorzy.
Zabawy trwaja do bialegi rana.
W towarzystwie naszego przewodnika Fausto i kucharza z hostelu Angelito udajemy sie jeszcze wieczorem do szynku...gramy w karty,pijemy whisky,trzeba uczcic pierwszy pieciotysiecznik...juz jutro ruszamy na Cotopaxi...