Pobudka o 7 rano,jemy obfite sniadanie z omletem na czele,zostawiamy wszystkie
"nie gorskie " rzeczy w hotelu,pakujemy caly sprzet i ruszamy na podboj ekwadorskich kolosow.
Na cale szczescia nasza agencja Condor Treck jest zaraz obok hoteliku w ktorym mieszkamy,wiec z ciezkimi plecorami mamy do nich zaledwie minute drogi.
Punktualnosci ekwadorczykom mozna pozazdroscic- jestesmy umowieni o 8,wyruszamy dopiero w granicach 9. Jak sie pozniej okazuje miasto bylo z blokowane przez manifestacje,gdyz obecnie w Ekwadore jest bardzo ciezka sytuacja polityczna,prezydent chce sladami Wenezueli wprowadzic dyktature,liczne manifestacje,wiece, strajki itd,itp..
Jak na profesjonalna wyprawe przystalo jedziemy wielkim bialym jeepem Toyota Land Cruser,plecaki na bagazniku-full profesjonalizm.
Po drodze zawijamy naszego przewodnika imieniem Fausto,jak sie potem okaze czlowieka z ktorym smutno bedzie sie rozstwac...
Docieramy do indianskiej wioski "El Chaupi" polozonej na 3400 m- jednym slowem wioska jak z filmu "Zorro",tutaj konczy sie asfalt,ludzie poruszaja sie na koniach,maly ryneczek czyli 4 indianskie spelunki,posterunek policji i rozpadajacy sie sklepik spozywczy. Tak wyglada prowincja Ekwadorska -bieda ,az piszczy.
Na wsi jest jeden czlowiek znany turystom na calym swiecie,o wdziecznym hiszpansko -indianskim imieniu Vladimir. O Vladimirze pisza przewodniki po ekwadorze wszystkich krajow,o Vladimirze czytalismy z relacji innych polakow bedacych w Ekwadorze.
Jak sie okazuje Vladimir na tej zabitej dechami wiosce prowadzi hostel,a w sumie malo powiedziane hostel,-swietne klimatyczne miejsce,sala kominkowa,stylowa kuchnia,kazdy dostaje swoj pokoik z lazienka i wielkim lozem ,a wszystkow w indianskim stylu.
Kopary nam opadaja z wrazenia-tyak wyglada nasz oboz pierwszy,stad jutro ruszymy zdobywac nasz pierwszy szczyt 5125-Ilinizas.
Rozpakowujemy sie i ruszamy na treking.Forma jest,w sumie od 2 dni sami rowniez sie znakomicie aklimatyzowalismy.
W ciagu 5 godzin robimy 3900 m jeden z trzech wspanialych szczytow "tres marias",po drodze ogladajac zycie w prawdziwej ekwadorskiej wsi,gdzie ludzie mieszkaja z koniami ,krowami psami,piora na kamieniach itd...
Poznajemy sie coraz bardziej z naszym przewodnikiem -Fausto.
Po trekingu wspaniala kolacja u Vladimira,goraca zupa,drugie danie z pieczonymi bananami,deserek ,piwko i o 8 kladziemy sie spac-tak agencja dba o swoich klientow...Tak mija dzien w obozie pierwszym...Jutro atakujemy nasz pierwszy pieciotysiecznik.