Krotki opis encyklopedyczny o Quito;
Quito (pełna nazwa: San Francisco de Quito) nazwa miasta pojawiła się w 1533 od wymarłego dzisiaj plemienia Kwitu. – stolica Ekwadoru, drugie co do wielkości miasto kraju (po Guayaquil). Położone w północnej części Ekwadoru w Andach na wysokości ok. 2700-2850 m n.p.m. (druga najwyżej położona stolica państwowa) na wschodnich stokach czynnego wulkanu Pichincha. Miasto położone jest ok. 40 km na południe od równika. Ludność: 1399,800 tys. mieszk. (2001).
Zachowało się tutaj wiele zabytków architektury kolonialnej, a zabudowa staromiejska została w 1978 wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO
Zmiana strefy czasowej przebiegla nam w miare bezproblemowo,wstalismy wypoczeci po 40 godzinach bezsennosci o 7 miejscowego czasu czyli 14 czasu polskiego.
Od 7.30 zaczyna sie sniadanie w naszym hoteliku wiec bylismy pierwszymi goscmi przy stole.Po spozyciu slodkich buleczek z dzemem,kawce i soku wyciskanego z ananasa,pelni sil udalismy sie zwiedzac Quito.
Po wyjsciu z hoteliku,zaraz przy bocznej alejce stala jakby w oczekiwaniu na nas taksowka,wiec za 5 dolarow dojechalismy do serca starowki starego miasta jakim jest "Plaza de indepencia",plac niepodleglosci skad zaczelismy zwiedzanie.
Od placu niepodleglosci odchodzi setki malych waskich uliczek,niektore stromo pod gore,inne znowu ostro w dol (Quito polozone jest na 3 tys metrow wiec zawsze albo w gore albo w dol),ktorymi mozna sie przechadzac poznajac tajnki zycia w starym Quito. Na samym poczatku nasza uwage zwrocila zupelna odmiennosc,"kolorowosc" i egzotycznosc tego miejsca jak i ludzi tutaj zyjacych.
Na kazdym kroku punkty gastronomiczne z pieknie pachnacym miejscowym jedzeniem (niestety nie jedlismy,bo zeby sie nie rozchorowac nalezy jesc w sprawdzonych polecanych miejscach). Ludzie sprzedaja tutaj wszystko i wszedzie, pelno jest "pucybutow" czyszczacych buty co poniektorym bogatszym mieszkancom quito i turystom,caly czas zaganiajc do skorzystania z ich uslug.
Przepiekne zabytki architektury kolonialnej,wybudowane przez konkwistadorow hiszpanskich na miejscu zburzonych,niestety nieobecnych zabytkach kultury pradawnych inkow robia niesamowite wrazenie.
Zwiedzilismy wlasciwie wszystkie najwazniejsze zabytki starego Quito lacznie z palacem prezydenckim jak i imponujacym kosciolem "La compania de Jesus"(uwazany za najpiekniejszy w calej ameryce lacinskiej).
Wielkie razenie zrobila rowniez Basílica del Voto Nacional -->
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Basilica_Quito_Night.jpg&filetimestamp=20071115082434
Baszym kolejnym celem stala sie gorujaca nad Quito figura Matki Boskiej Amerykanskiej - czyli Cerro Penecillo. Co wazne jest to nasz pierwszy 3-tysiecznik w czasie tej wyprawy. Nie wazne ze wjechalismy tam taksowka, wazne ze lapiemy aklimatyzacje. Swoja droga jest to najlepsza opcja dostania sie w te miejsce z racji, ze dojscie na Panecillo to przekroczenie krolestwa niebezpiecznych dla turystow slamsow.
Tak wiec zobaczylismy miasto z gory.
Po powrocie dalsza czesc zwiedzania. W najstarszym parku Quito - De Almeda - pelnym palm, fontann i szukajacych cienia turystow przyszedl nam smak na sok z swiezych owocow. W miedzyczasie Dawid zakupil smazone banany - ciekawa sprawa, nowe doznanie smakowe i co wazne bardzo syte bezpieczne dla zoladka.
I tutaj przezywamy szok,zderzenie cywilizacji,jakby nagle znajdujemy sie w innym swiecie,przechodzimy do centrum "New Quito",czyli nowe Quito.
Liczne wierzowce,wspaniale samochody,ruch jak na ulicach Nowego Jorku,bogaci ludzie-bez dwoch zdan stolica Ekwadoru jest miastem wielkich kontrastow.Ogromna bieda zderza sie tutaj z nowoczesnoscia i wielkim bogactwem.Konbtrasty te widac na kazdym kroku;biznesmeni wychodzacych z kipiacych zlotem hoteli i pucybuty czyszczase ich obuwie.Wspaniale restauracje pelnie wikwintnych dan i zebracy proszacy o kromke chleba,wspaniale rodziny ubierane w sklepach versace i nedznicy siedzacy na ulicach. To jest wlasnie Quito-zaskakuje i oszalamia na kazdym kroku.
Z nowego Quito postanawiamy wrocic pieszo, w koncu trzeba na dobre poznac miasto. Po drodze trafia sie nam niesamowita historia. Tuz przed samym hotelem postanawiamy zgasic pragnienie. Trzeba zaznaczyc ze mimo iz jestesmy na wyskokosci 2850m slonce pali niemilosiernie. W dzien do 30 st C i bez kremu UV 50 nie ma mowy o wyjsciu na dwor, nawet przy zachmurzonym niebie. Wracajac jednak do sedna sprawy... tuz przed samym hotelem weszlismy na cerveze do pobliskiej knajkpy. Niewinna nazwa - Afrika Zone. Mila obsluga, rewelacyjny wystroj. Nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt ze bylismy w srodku jednymi bialoskorymi. Spojrzenia klientow byly zastanawiajace.
Pani Halina na wiesc ze weszlismy do tej knajpy zlapala sie za glowe i stwierdzila ze to cud ze nas niczym nie otruto. Coz, przyjelismy to z usmiechem na twarzy. Prawdopodobnie bylismy pierwszymi bialymi ktorzy wypili tam piwko od zadania jej dziejow. Trzeba przelamywac babiery;)
Z wieczora zalatwilismy formalnosci zwiazane z planami na nasze najblizsze dni. Mowa o dogadaniu sie z agencja odnosnie dzialanosci gorskiej. Uszczuplilismy nieznacznie nasze portfele, jednak szczegoly podamy w krotce. Wczesniej odwiedzilismy "chinczyka" gdzie zjedlismy za smieszne pieniadze pierwszy cieply i jakze syty posilek tego wyjazdu.
Przed snem postanowilismy wyskoczyc jescze na miasto. Gringolandia jak mawiaja taksowkarze. Quito by night - jest gdzie sie tu zabawic, jednak na to dopiero przyjdzie czas.
Tymczasem pora polozyc sie spac, jutro czekaja nas kolejne wrazenia. Nad nami slychac nieustannie startujace i ladujace samoloty, w koncu lotnisko jest w centrum miasta. Potezny huk silnikow, ale przy tym zmeczeniu i to nie przeszkadza.
Godzina 21.57 - ¡Buenos noches!